niedziela, 11 października 2015

Ucieczka czy porwanie. Tragedia czy happy end. cz. 2 Trójkąt i literka T

Tony

    To już ponad 16 lat. Ożeniłem się po raz drugi.  Po kilku latach od zaginięcia Patricii przyplatała się Whitney. Moje małżeństwo nigdy nie było szczęśliwe. Ślub wzięty z rozsądku ze względu na ciążę, wpadkę. Cały ten czas tęskniłem za moją rudą. Za każdym razem wyobrażałem sobie ją na miejscu Whitney. Wiele razy w kłótni wyrzucałem Whitney, że nie jest rudą, na co ta nawet nie reagowała. Nawet nie miałem wyrzutów sumienia. Po każdej szklance alkoholu pogrążałem się w rozpaczy, co blondynka kwitowała wyjściem na zakupy razem z naszą córką Aną. Wiem, że ją krzywdziłem swoim zachowaniem, ale jej nie kochałem. Dbałem by miała wszystko co potrzebne, ale nic poza tym. Nie czułem do niej nic poza niechęcią. Bolał mnie fakt, że moje pierworodne dziecko prawdopodobnie się nieurodziło. Pepper nie powiedziała mi o ciąży, bo prawdopodobnie sama się dowiedziała w dniu tego cholernego zaginiecia, było zbyt wcześnie albo ukryła ją, żeby uciec. We wraku jej taksówki znalazłem obrączkę i list:

Nie szukaj mnie, już cię nie kocham. Nigdy mnie nie znajdziesz. 

Na samo wspomnienie tych słów rzuciłem pustą szklanką po alkoholu. Rostrzaskała się w drobny mak a ja nie poczułem ulgi. Nie wierzyłem w to, że mogła mnie zostawić. Szukałem jej wszędzie, spędziłem nad tym 3 lata, szukając jej dzień i noc. O mało się nie wykończyłem. Tata, Roberta i James wyciągnęli mnie z największego gówna.

- Kochanie - usłyszałem głos mojej żony.

-tak Whitney?

-Jadę z Aną na zakupy dałbyś...

-Masz ma koncie.
-Dziękuje -pocałowała mnie w policzek.-Znowu pijesz? Miałeś o niej zapomnieć. Ta szmata cie zostawiła... Teraz masz mnie.

-Miałaś iść na zakupy.-westchnąłem. -Jeszcze raz obrazisz Pepper, a nie ręczę za siebie.-powiedziałem dobitnie i spokojnie chociaż w środku aż się gotowałem.

-Przejrzyj w końcu na oczy. Jej tu nie ma, masz mnie i swoją córkę!-krzyknęła i złapała Anę za rękę.

-Chcę badań- powiedziałem, chociaż sam nie wiedziałem czemu. Frustrowało mnie to dziecko i sama Whitney. Spojrzałem na nie wymownie. Miałem gdzieś to czy to jest odpowiednie. Alkohol odpowiednio wyłączał komórki mojego mózgu.

-Co?

-To co słyszałaś. Badań.-podkreśliłem

-Po tych wszystkich latach? Po tym wszystkim co dla Ciebie zrobiłam?-spytała na co wstałem.

-Co zrobiłaś?! Chciałaś zająć jej miejsce! Wrobiłaś mnie w dziecko! -krzyczałem mocno zdenerwowany. Widziałem przerażenie na twarzach dziewczyn. Wiedziałem, że Pepper nie chciałaby abym taki był. -idź już lepiej na te zakupy dobrze?- westchnąłem i poszedłem do kuchni nawet na nie nie patrząc. Usłyszałem jedynie trzask drzwi, co znaczyło że wyszły i dały mi spokój. A ja? Zostałem sam, rozwalony na własne życzenie.

 

James

    Minęło kilka godzin. Zostawiłem moja matkę sama. Sama z tym tyranem, którego przez 16 lat nazywam ojcem. Uciekłem do małej kafejki na obrzeżach miasta. Przez cały czas zastanawiałem się czy moja matka mówiła prawdę. Obracałem w palcach pierścionek, który dostałem od matki. Początkowo nie wiedziałem co z nim zrobić, ale gdy się przyjrzałem ujrzałem charakterystyczny trójkąt i literkę T.  Trójkąt skojarzył mi się z Iron Manem. Trochę to nie możliwe. My mieszkamy w Anglii a On w USA. Sam fakt, że moim ojcem mógłby być superbohater nie mieścił mi się w głowie.Pokręciłem głową zrezygnowany. Przecież superbohater nie pozwoliłby jej uciec, tak po prostu zniknąć. Przecież potrafił uratować wszystkich, a jej nie? Nie mieściło mi się to w głowie.  

Po kilku minutach siedzenia bezczynnie, przypomniałem sobie, że mama wspominała coś o Mandarynie. Zacząłem szukać o nim informacji i dokopałem się do artykułów o pierścieniach i jego wygranych walkach z Iron Manem. Trochę mnie to dziwiło, w końcu taki potężny a przeprowadził się do szemranej dzielnicy Londynu. Wygląda to jakby jednak pomimo siły czegoś się bał. 

Poczytałem jeszcze kilka do kilkanaście artykułów o Mandarynie i Iron Manie. Chciałem dowiedzieć się czego o swoim ojcu i ojczymie. Czułem się źle, tak jakby w ciągu jednego dnia ktoś odebrał mi całe życie.


     Wróciłem po mamę i stanąłem pod drzwiami mojego byłego domu. Z jednej strony byłem zły, a z drugiej przerażony. Wiedziałem, że potęga ojczyma jest ogromna, ale wiedziałem, że mama ma tylko mnie. Wziąłem dwa głębokie wdechy i wszedłem do środka. Mama leżała w kałuży krwi. Miałem wrażenie, że świat się zatrzymał. Wrócił do mnie widok jak byłem małym dzieciakiem a Gene ją skatował. 

Po dłuższej chwili otrząsnąłem się ze wspomnień i podszedłem do rannej. Wiedziałem, że ten gnojek może się gdzieś tu na mnie czaić. Wiedziałem też, że nie mam za wiele czasu. Puls był ledwo wyczuwalny. Wiedziałem, że umiera i znalazła się w tej sytuacji przeze mnie. Uniosłem się honorem. Zamiast przemyśleć wszystko i obmyśleć plan zrujnowałem jej. Ona chciała mnie od tego uwolnić, myślała, że jestem dojrzały a ja spieprzyłem sprawę i ona na tym ucierpiała. 

Wytarłem kapiące łzy i wziąłem ją na ręce. Była lekka jak piórko. Jej twarz była trupioblada, a ja wiedziałem, że mam niewiele czasu. Dziś w końcu zrozumiałem jej słowa: kiedyś zrozumiesz, że prawda jest gdzieś obok i mam nadzieję, że mi wybaczysz.  

Wybiegłem z domu wołając o pomoc. Ktoś zadzwonił po taksówkę i pojechaliśmy do szpitala. Taksówkarz zaparkował tuż pod drzwiami. Wysiadłem z pojazdu i zacząłem krzyczeć po kogoś.

-Kolejka jest! - ktoś krzyknął z tłumu. Nie miałem nawet czasu popatrzeć kto to był. Liczyły się sekundy 

-Ona umiera! Moja matka ona umiera!-Wydarłem się rozpaczliwie na lekarza. Spojrzał się na mnie tępo z miną mówiąca, że jest kolejka. Stałem tam aż nie przyszedł inny lekarz w okularach

-Zabierzcie ja na blok! Operujemy!-powiedział okularnik, ale nie wiele rozumiałem z tych slów. Chciałem pojść za nimi, ale zamknęli mi drzwi nad którymi widniał napis: Blok operacyjny.

-Muszę przy niej być-krzyczałem rozpaczliwie, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Czułem się przytłoczony. Czułem, że muszę przy niej być. Ona zawsze mnie chroniła. 

Siedziałem przed sala dobre kilka godzin. Ludzie proponowali mi kawę, cokolwiek, ale ja nie chcialem odchodzić. Wiedziałem, że niczego nawet nie przełknę. Nagle wyszedł lekarz. Był cały we krwi. Martwiłem się. Po monie lekarza widziałem ze to nic dobrego. Ona umarła? Nie możliwe! Ma dopiero 36 lat. Ma cale życie przed sobą.

-Jesteś jej synem tak? Twoja mama ma bardzo rozlegle rany. Połamane kości. Miała nawet kilka ran kłutych w brzucha. Musieliśmy ja operować. Jej stan jest ciężki, wręcz krytyczny. Będzie teraz na OIOM-mie. Wybudziła się przez chwile i powiedziała "bez względu na wszystko znajdź go, a mną się nie przejmuj. Miłość do was to wszystko co miałam". Jej stan momentalnie się pogorszył i wpadła w śpiączkę. Nie powinienem się wtrącać, ale mydle, ze ta osoba jest jej bliska i byłoby lepiej gdyby teraz przy niej była. Rzadko zdarza nam się tak waleczny pacjent. W teorii nie powinna się wybudzić. Mówiła tak, jakby lunatykowała.-powiedział, a ja postanowiłem spełnić jej wolę. - A i powiadomię policję, to mi wygląda zdecydowanie na próbę morderstwa.

-Dziękuje, panie doktorze..aa mam jeszcze jedno pytanie. Mógłbym skorzystać z komputera?

-A pomoże ci to w czymś?

-W poszukiwaniu pewnej osoby. A nie chce zostawić mamy...

-dobrze chłopcze. Chodź. - Zaprowadził mnie do sali, w której znalazłem sprzęt potrzebny mi do znalezienia ojca

 Tony

Tydzień później. 


    Przeglądałem maile. Niby nic. Ale.. Spojrzałem na nazwisko Khan. Już chciałem go skasować, ale moją uwagę przykuło imię. Nie było chińskie. Może to pułapka? 

Zrezygnowany otworzyłem wiadomość. Wiedziałem, że moje życie nie ma sensu, a w firmie pracuję ze względu na ojca. 

Temat: Pilne James Khan

Dzień dobry, 

Piszę do Pana z prośby mojej matki Patricii. Bardzo jej zależało, żebym Pana poznał. Chciałbym się z Panem spotkać, niestety mieszkam w Londynie. Mam 16 lat..... 

 
Początkowo pomyślałem, że to kolejny fan, ale gdy po raz kolejny to przeczytałem to stwierdziełem, że mam coś z głową. Za dużo faktów się zgadzało a ja naiwnie wierzyłem, że może to mieć jakiś związek z moją Pepper. Za trzecim razem zacząłem wierzyć, że  to MÓJ syn MOJEJ żony, ktorej nie widziałem od 16 lat.
Wyszedłem na dwór sie przewietrzyć. Chodząc po ulicach Nowego Jorku czułem, że tak bardzo mi jej brakuje. Zrozumiałem, że pomimo tylu lat nigdy nie kochałem Whitney. Byłem z nią ze względu na córkę. Wiedziałem, że nie mogę ich skrzywdzić, chociaż wiedziałem, że robiłem to przez ten cały czas. Zastanawiałem się, czy nie powinienem zapomnieć i ruszyć do przodu. Przecież jeszcze tyle mogę naprawić.



James
Szpital Londyn.
Siedzialem przed komputerem. Nie odpisywał przez kilka godzin. Wiedzialem, że nie mam zbyt wiele czasu. Bałem się co z moją mamą. Cały czas leżala w śpiączce. Z nudów zacząłem kreślić projekt. Nie wiedziałem dlaczego zacząłem rysować coś na wzór Iron Man,a tylko po swojemu.

-Przeciez to nie ma sensu-powiedziałem do siebie i zrobiłem z projektu kulkę. Wrzucilem ją do kosza i wyszedłem z pomieszczenia.Nawet jakby to bylo do użytku to i tak tego nie zrobie, nie mam z czego. Po za tym projektowanie nowej zbroi, to kopiowanie mojego ojca. 

Wszedłem na OIOM uprzednio zakładając jakiś fartuch. Podszedłem do łóżka mojej mamy, Wyglądala coraz gorzej. Była podpięta do jakiejś aparatury. Bałem się o nią. Zastanawiałem się co jak ona umrze? Bałem się co ja bez niej zrobię. Złapałem ją za rękę i spojrzałem na jej biedną twarza.

Po dłuższej chwili rozmyślań zorientowałem się jakim jestem egoistą. Myślę o niej bo boję się być sam, boję się Gene'a. Chociaż w rzeczywistości wiedziałem, że ją kocham i nie pozwolę jej odejść. Zrozumiałem, że za dużo wycierpiała i zrobię wszystko, żeby wróciła do swojego dawnego życia.

Dlaczego nie powiedziala mi wczesniej? Czyzby az tak sie bala? A ucieczka? Zastanawiałem się. Czułem się przytłoczony całą sytuacją. Nawet nie wiedziałem, kiedy łzy zaczęły kapać. Zorientowałem się, gdy nagle na salę wszedł lekarz i kazał mi wyjść. Zrobiłem to niechętnie, ale wiedziałem, że to dla dobra mamy. 

Poszedłem ponownie do tego małego pomieszczenia z komputerem. Starłem łzy z policzków i postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby mój ojciec się tu zjawił. Nagle przypomniałem sobie o prezencie od mamy i wyciągnąłem z kieszeni pierścionek. Przetarłem oczy i wiedziałem, że to musi go tu ściągnąć.

Usiadlem do komputera, ale zawachałem się. Co jak rozwale mu zycie? Co jak sie przejade i nie bedzie w ogole chcial mnie znać. Ale musi wiedzieć. Musi wiedziec, ze ona żyje- mówiłem sobie w głowie, żeby dodać sobie otuchy. Postanowiłem spróbować raz jeszcze:

Temat: Grawer z literką T

Dzień dobry,

Nie wiem czy w ogole Pan przeczytał poprzednią wiadomość, ale chcialbym zeby chociaz pan to przeczytał i mi odpowiedział. Jezeli pan wciaz kocha Patricie, prosze nie lekceważyć tego maila. Ja na prawde proszę. Na potwierdzenie, że mówię prawdę  tylko ona mogłaby pokazać pierścionek z grawerem, który mam ja ja teraz. Przekazała mi go zanim tu trafiła. Jesteśmy teraz St Thomas' Hospital....

 

Podpisałem się i wysłałem z nadzieją, że jednak się uda. Obróciłem w palcach pierścionek. Po mimo tylu lat grawer był nadal widoczny, ale tylko wtedy gdy się przyjrzy. Osoba postronna nie mogła o nim wiedzieć, był idealnie w  środku.

 Z duszą na ramieniu poszedłem do rodzicielki. Po drodze pielęgniarka poinformowała mnie, że mamę przenieśli do pojedynczego pokoju. Wiedziałem, że pozostało mi czekać na odpowiedź.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiejsza notka jest trochę, krótsza, ale mam nadzieję, że również się podoba :)