sobota, 13 stycznia 2024

Ucieczka czy porwanie. Tragedia czy happy end. cz.8 Koniec

James

    Sytuacja w jakiej się znaleźliśmy była dramatyczna. Nie mogłem uwierzyć, że los każe mi wybierać. Chciałem mieć pełną rodzinę, ale w przeciągu kilku dniu moi oboje rodziców przechodzą operacje ratujące życie. 

-Jestem jego synem. -powtórzyłem. Lekarz i moja mama byli co najmniej zdziwieni, ale ja byłem pewny tego co mówię. -Możecie mi nawet zrobić badania genetyczne. -mówiłem z przekonaniem. 

-Skarbie, Tony nie może być twoim ojcem. - moja mama się odezwała. 

-James, twoja mama raczej wie, kto jest twoim ojcem.-powiedział prześmiewczo lekarz. 

-Moja mama straciła częściowo pamięć, zanim ojczym ją tak pobił sama mi to powiedziała.-wybuchnąłem. Czułem, że nie traktowali mnie poważnie. Bolało mnie to. -  Powie mi pan co z nim?-drążyłem temat. Robiłem to też dla matki. Ona też się martwi. 

-Dobrze, zrobię dla was wyjątek. Pan Stark miał mocne obrażenia wokół implantu. Udało nam się go wszyć ponownie. Na szczęście dr Yensen, twórca tej technologii, był tu na kongresie. Pan Stark miał ogromne szczęście, gdyby nie on nie uratowalibyśmy go. Tylko doktor miał wiedzę na temat tego urządzenia. Pacjent będzie w sali  202. Na razie jest nieprzytomny ale wyjdzie z tego. Proszę być dobrej myśli. 


Tony

    Obudziłem się cały obolały. Światła raziły mnie w oczy. 

-Witamy wśród żywych. - przywitał mnie dr Yensen.- Miałeś szczęście, że byłem w pobliżu.

-Gdzie ja jestem-zapytałem, ale po chwili mnie olśniło. Gdzie moja zbroja? Dźwięczało mi w głowie.

-Odpoczywaj. Podam Ci jakiś lek na spanie. Musisz się regenerować - powiedział a ja nie zdążyłem nawet zareagować i zacząłem odpływać.


Pepper

     Czekałam pod salą Tony'ego chyba całą wieczność. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Powinnam wracać do siebie, ale nie chciałam

-Panno Stark? - zwrócił się do mnie lekarz. Chciałam go upomnieć, ale ważniejsze było życie Tony'ego

-Tak?

-Podaliśmy Panu Starkowi leki na sen. Przez najbliższe kilka godzin będzie spokojnie spał. Proszę być dobrej myśli. - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, ale to mi w ogóle nic nie dało. Czułam się potwornie. Mój przyjaciel leżał tam przeze mnie. 

-Przyniósł byś mi wody? - poprosiłam syna, na co ten bez słowa podał mi kubeczek wody. Byłam mega wdzięczna za to że po prostu był. Czułam, że wielu rzeczy nie pamiętam i coś jest nie tak. 

Tydzień poźniej 

     Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Przez ostatni tydzień tylko zaglądałam do Tony'ego kiedy spał, ale nie miałam ochoty tam wchodzić. 

-Puk puk. Pepper?- usłyszałam, więc spojrzałam w kierunku drzwi. Tony uśmiechał się do mnie blado. 

-Co ty tu robisz?-wstałam i  podeszłam do niego. -Musisz iść do siebie. Musisz odpocząć.- Powiedziałam i już chciałam wypchnąć go za drzwi.

-Tydzień czasu pozwoliłem ci na sprawdzanie czy śpię, chociaż nie spałem. Nie chciałem cię wystraszyć. Od James'a wiem, że nie przypomniałaś sobie jeszcze wielu rzeczy, w tym mnie.- powiedział smutno i zmniejszył dystans nas dzielący. Spojrzał mi w oczy, przez co przez chwilę straciłam rezon. Tony to wykorzystał i mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Smakował tak znajomo...

Odepchnęłam Tony'ego czując jak głowa zaczęła mnie boleć. Miałam wrażenie, jakby to już było. Coś jak deja vu. Potrząsnęłam głową i mocno skupiłam się na wspomnieniach. Tony, to mój mąż, ale my nie możemy do siebie wrócić. Nie po tylu latach.

-Tony, ja kocham Gene'a, a ty masz Whitney. Nie możemy być razem. - powiedziałam i opuściłam salę. Czułam, że to kłamstwo będzie mnie sporo kosztować, ale nie mogę mu rozwalać życia. Razem z James'em jakoś sobie poradzimy.  Tony nie musi wiedzieć, że wróciła mi pamięć. Gene mnie porwał. James jest synem Starka. Wspomnienia bombardowały mnie ze zdwojoną siłą. Gene tu wróci, muszę to zakończyć. Odepchęłam Starka lekko ale stanowczo.

-Kocham Gene'a.-powtórzyłam, gdy widziałam, że chce się do mnie z bliżyć. - Jestem z  nim już tyle lat.-Powiedziałam przerażona i jednocześnie zdeterminowana. Odwróciłam się od niego i wyszłam z mojej sali.

-Pepper kocham cię!- Tony wybiegł za mną. - Nie pozwolę Ci odejść. Ten człowiek cię zniszczył. Nie możesz kochać kogoś kto się nad tobą znęcał.

-On się zmieni Tony-Ledwo wypowiedziałam te słowa. Sama w to nie wierzyłam.Wiedziałam, że tak będzie dla nas, dla niego lepiej.- A ty masz żonę i córkę. Całe swoje życie masz z kimś innym, nie ze mną.

-Moje małżeństwo z Withney jest nieważne. Ana nie jest moją córką. Wrobili mnie w ten cały związek.-powiedział i mnie objął. - Już raz cię straciłem, więcej na to nie pozwolę. - Pocałował mnie delikatnie. 

-Zmieniłam się. Ty się zmieniłeś. -Próbowałam się bronić przez tym uczuciem.- Wszystko jeszcze możecie naprawić.

-Z tobą chcę zacząć wszystko od nowa. James, nasz syn, nie chcę go stracić.

-Pozwolę ci się z nim widywać.-rzuciłam krótko.

-Nie chce się z nim tylko widywać. Chcę odrobić ten czas, który straciłem. - odrzekł i zamknął mnie w mocnym uścisku. - Wiem, że zawiodłem, nie szukałem cię wystarczająco długo. Ale kocham cię, nigdy nie przestałem.

-Tony my nie możemy.- powiedziałam. Z  moich oczu zaczęły kapać łzy

-Nie pozwolę Ci więcej odejść. -powiedział dobitnie. - Zabiorę was do domu. 

-Ale twoja rodzina...- oponowałam.

- Na razie wynajmę wam mały domek. Wiem, że zawsze Ci się taki marzył. - powiedział i złapał mnie za rękę. - Ani chwilę nie przestałem Cię kochać. Ślub z Withney to była jedna wielka pomyłka. Tłumaczyłem Ci już. Jak tylko mnie wypiszą zabiorę was do domu. Obiecaj mi, że mi nigdzie nie uciekniesz- spojrzał mi w oczy a ja wiedziała, że przepadłam tak jak w liceum, kiedy pierwszy raz go ujrzałam.



Epilog

    Po ponad 17 latach rodzina Stark nareszcie była w komplecie. Pepper próbowała się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Zaczęła pracę w niewielkiej firmie detektywistycznej. Tony zaś poświęcił sporą część czasu na pokazaniu synowi innego świata niż tego który znał z Gene'm. James w końcu miał szczęśliwą rodzinę, zaprzyjaźnił się z córką Whitney Aną i poznał innych uczniów Akademii Jutra. Uczył się też tworzyć wynalazki z ojcem. Rodzina, która szukała się przez wiele lat w końcu się odnalazła.


Koniec

piątek, 29 grudnia 2023

Alternatywna rzeczywistość cz. 3 Living Laser

     Stark Tower był jednym z najwyższych budynków Nowego Yorku i to właśnie tam rozgrywała się walka. Tony Stark walczył jako Iron Man z Arturem Parksem, który przez wynalazek stworzony w Stark International stał się Living Laserem. Artur chciał zemścić się na Steinie. Początkowo miał dla niego pracować, ale Stein stwierdził, że jest bezużyteczny. Skradł więc kamizelkę i zaczął jej uzywać w porozumieniu z maggią.

-Arturze przestań - wołał do niego Iron Man.

-Nie wtrącaj się. - Artur zaatakował Iron Mana za pomocą swoich mocy. Odrzuciło go aż kilka metrów do tyłu. Tony nie chcąc być dłużnym oddał mu z repulsorów. Zaskoczyło to Parksa, który spadł na ziemię. Tony podszedł do niego i powiedział:

-Tylko na tyle cie stać?- zaśmiał się i uderzył go raz jeszcze. W jego żyłach płynął gniew, który aktywował się wraz ze zorientowaniem się jakie straty zrobił jego przeciwnik. 

-Przez Steina dzieje się ze mną coś dziwnego-wychrypiał Laser. -To przez Ciebie. Jesteś współwinny-uderzył w niego swoimi mocami. 

W czasie kiedy trwała walka Pepper podbiegła pod budynek Stark International. Chciała wiedzieć jak najwięcej a w szczególności kim jest Iron Man. Z baz FBI nie była w stanie niczego się dowiedzieć. Była bardzo ciekawa kto stworzył tak zaawansowaną technologię i działa na zlecenie tego dupka Steina. Nagle poczuła wibrację w prawej kieszeni i spodziewała się kto dzwoni. Odebrała więc słuchawkę najszybciej jak potrafiła.

-Rhodey jak dostać się do Stark Tower?-zadała szybkie pytanie.

-Pepper! Wracaj do domu. Tam trwa walka zła ze złem. Uciekaj stamtąd!-darł się do słuchawki.

-Nie mogę, muszę się dowiedzieć kim jest Iron Man. - powiedziała z przekonaniem i rozłączyła się. Nagle nad głową usłyszała huk i poczuła spadające  kawałki gruzu. Uciekła  stamtąd a w miejscu, w którym stała spadł Iron Man. Chciała podejść do niego, ale drogę zagrodził jej Living Laser. 

-Spadaj małolato-powiedział na co ta się obruszyła.

-Nie jestem żadną małolatą!

-Idź stąd bo Ci zrobię krzywdę.- zaczął do niej podchodzić, ale Iron Man strzelił z repulsora w jego nogi, przez co się przewrócił.

-Uciekaj! Już! Ostatni raz Cię ratuję.-powiedział Tony twardym głosem nie zwracając w ogóle na nią uwagę. Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, ale na  środku ulicy rozegrała się bitwa. Iron Man uderzał Living Lasera wszystkim co miał i na odwrót. Obie postaci co chwilę lądowały na asfalcie albo ścianie jakiegoś budynku. Walka zdawała się nie mieć końca, gdy jednym ciosem Living Laser powalił Iron Mana. 

-To było ostrzeżenie. Następnym razem odłączę Ci zasilanie i poznamy twoją tożsamość. Jeszcze tu wrócę. - powiedział i rozpłynął się w powietrzu.Pepper podeszła da Iron Mana, ale ten odepchnął ją tak, że niemal nie uderzyła głową  o lampę uliczną. Co za burak.  Pomyślała, ale nie zdążyła tego powiedzieć. Iron Man odleciał i zostawił wszystkich w osłupieniu. Jednoznacznie określili go antybohaterem. Jakiś przechodzień pomógł dziewczynie się pozbierać.

-Zawieźć Cię do szpitala?-spytał blondyn rudej. Spojrzał jej w oczy, na co ta się zarumieniła. 

-Nie trzeba, dzięki. - Chciała się oddalić na co niemal wpadła w słup. Chłopak zaśmiał się pod nosem.

-Chyba nie jestem taki brzydki, żeby dziewczyny przede mną uciekały. Justin. -uśmiechnął się i podał jej rękę. 

-Nnnie-zająkała się.-Pepper, znaczy się Patricia, ale wszyscy mówią na mnie Pepper. Wiem, głupia ksywka ale...

-Urocza.-uśmiechnął się, a na jego policzkach pokazały się dołeczki. - Pozwol, że odprowadzę. - zaproponował niczym gentelmen. Ruda czuła, że nie ma już innej drogi, jak się zgodzić. Delikatnie skinęła, że się zgadza i poszli w kierunku jej domu. 


    Tony po powrocie do zbrojowni omal jej nie rozwalił. Wpadł w taką furię porażki, że prawie rozwalił zbroję. Wszystkie narzędzia i plany były rozwalone po całej zbrojowni. 

-Dlaczego?! Dlaczego jestem taki słaby?! - krzyczał rozwalając kolejne kartki. -A ta dziewczyna? Kim jest, żeby tak się wpierniczać w nie swoje sprawy! 

Przez kolejne kilka godzin bałagan w zbrojowni tylko się pogłębiał. Tony nie mógł zebrać myśli. Rysował nowe plany po czym je targał lub gniótł i wyrzucał gdzieś w przestrzeń. Chciał się zabrać za spawanie nowej części do zbroi, ale spawy były tak krzywe, że rozwalił je bez problemu młotkiem.

-Przecież jak będę robić takie gówno to zginę. - westchnął w końcu zmęczony i poszedł się ładować. Dalej był wkurzony, ale jak na razie nie miał planów autodestrukcji. Ładowanie zwykle nie trwało długo, ale tym razem coś nie działało prawidłowo. Wstał by sprawdzić co jest nie tak i zorientował się, że jego ładowarka jest przegryziona.

-Głupie szczury.-kopnął w krzesło, ale od razu tego pożałował. Trafił idealnie małym paluszkiem, co sprawiło mu większy ból niż uderzenie plecami o Stark Tower. Na usta cisnęło mu się przekleństwo, ale się powstrzymał. Miał  mało energii co zaczęło doskwierać. Poszedł po ładowarkę zapasową  a tę rzucił w kąt. - Komputer zanotuj, że jutro muszę zrobić nową. 

-Dobrze Anthony- Komputer odezwał się na co Tony się uśmiechnął.System, który stworzył zastępowało mu przyjaciół i ojca, którego tak bardzo mu brakowało. -Telefon do Ciebie dzwoni. Whitney Stein. Odebrać?

-Nie. -powiedział od razu. - Wyłącz telefon. Niech wszyscy dadzą mi spokój. -powiedział i położył się na kanapie.


    W tym samym czasie Pepper siedziała na ławce z nowo poznanym chłopakiem.  Już od kilku godzin miała być w domu, ale rozmawiało jej się z nim tak dobrze, nawet lepiej niż z James'em. Pogoda na dworze była piękna, więc nic im nie przeszkadzało. Jedynie chłodny wiatr spowodował, że zrobiło jej się chłodniej na co Justin od razu zareagował.

-Może Cię odprowadzę?

-Nie trzeba. Mieszkam tu za tym budynkiem.- uśmiechnęła się. Nie chciała robić mu kłopotu.-Możesz  zaprosić się na fejsie.-podała mu telefon. Chłopak od razu wziął go i wysłał do siebie zaproszenie. Wpisał jej od razu swój numer telefonu.

-Proszę. -podał jej komórkę.-Wysłałem. A, i od razu wpisałem Ci mój numer telefonu. Możesz puścić sygnał i będziemy mieć do siebie kontakt.

-Dziękuję.-uśmiechnęła się, ale poczuła się jakoś nieswojo.-Będę już uciekać.-powiedziała, na co Justin ją uściskał. Z wrażenia aż wstrzymała oddech - To cześć!- pomachała mu i poszła w stronę domu. 

-Do zobaczenia!- usłyszała i skierowała się do domu.Przyspieszyła kroku, żeby tylko za nią nie poszedł. Był miły, kulturalny, ale i nachalny. Pomimo swoich głupich pomysłów, postanowiła zdystansować chłopaka.

Wyciagnęła z kieszeni telefon i spojrzala na zaproszenia wysłane. 

-Justin...Hammer?!- Krzyknęła. Z zaskoczenia aż upuściła telefon.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Hej! mam nadzieję,  że zaskoczyłam was chociaż trochę. :)






wtorek, 26 grudnia 2023

Alternatywna rzeczywistość cz. 2 Nienawiść

    Młoda dziewczyna przechadzała się ulicami Nowego Jorku. Nazywała się Patricia Potts, ale przyjaciele nazywali ją Pepper. Jej ksywka idealnie odzwierciedlała charakter i wygląd. Ruda potrafiła pokazać pazurki, zwłaszcza kiedy ktoś ją zdenerwował. Jako prawie dorosła przywykła do tego jak wołają ją najbliżsi, chociaż wcześniej mocno ją to irytowało. 

-Co tam Pepper? - Usłyszała głos Jamesa, przyjaciela. 

-Cześć Rhodes. - delikatnie się uśmiechnęła.-Emm w sumie to nic. - zatrzymała się przed gablotą sklepową.- Nie było cię dzisiaj w szkole. To do Ciebie niepodobne.

-Mówisz już jak moja mama.-westchnął.- Nie było mnie bo widzę, że z moim dawnym przyjacielem dzieje się coś niedobrego. Odkąd poszedł ze Steinem... Nie mogę się z tym pogodzić... Wiesz co? Może powinienem o nim zapomnieć?-powiedział ciemnoskóry bez cienia zdecydowania. Powiedzenie tego bolało go tak bardzo jak to jak potraktował go Tony Stark. 

-Meh - westchnęła ruda.-Stało się z nim coś złego, ale może nic straconego?-próbowała podtrzymać przyjaciela na duchu. Jasne było, że rozmowa  między nimi to tylko spekulacje, czcze marzenia, gdyż żadne z  nich nie miało nawet jak skontaktować się z Tony'm. Co prawda ruda nie znała go osobiście, ale po wysłuchaniu Rhodes'a czuła jakby byli przyjaciółmi. Miała wrażenie, że znała go lepiej niż samego James'a, który o sobie mówił tyle co nic. Ruch na ulicy zwiększał się, a przyjaciele stali w miejscu.  Oboje przytłoczeni trudem sytuacji. Pepper chcąc nawet włamać się do danych FBI to wiedziała i tak, że to za mało. 

-Może pójdziemy do domu? Dam Ci dzisiejsze lekcje.-zaproponowała Ruda na co chłopak przytaknął.

    W czasie kiedy przyjaciele wracali do domu w milczeniu Tony walczył z nowym wynalazkiem w Stark Tower. Była to kolejna broń, ale inna niż wszystkie. Nie służyła do ataku, ale do obrony. Założona na osobie miała wybuchać z siłą rozsadzającą nawet średniej wielkości czołg. Stark wiedział, że wynalazek jest bardziej niż szalony, jednak na wojnie czasami nie ma innego wyjścia

-Nad czym pracujesz? - Stein wszedł gwałtownie do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Jego głośne kroki obudziłyby nawet umarłego.

-Nie spodoba Ci się-mruknął Tony i odsunął eis od biurka. Obadiasz wziął papiery do ręki po czym zaczął nimi rzucać.

-Ty to nazywasz projekt? To bezużyteczna broń! Nikt nie kupi czegoś tak idiotycznego!-krzyczał po chłopaku na co ten się skulił.-Miałeś załatwić zbroję iron mana a nie tracić czas na coś tak idiotycznego! 

-Przepraszam.-szepnął Tony, ale na więcej nie było go stać.

-Zawodzisz mnie Stark, Zawodzisz swojego ojca.- powiedział i skierował się do wyjścia po czym jeszcze odwrócił głowę.- masz czas do jutra, żeby zdobyć plany.-odwrócił się do niego tyłem. 

Młody chłopak załamał się. Czuł się źle, ale nie pokazał tego. Musiał być silny. Chciał przejąć Stark international i działać bez pomocy Steina. Wiedział, że gdyby nie on ta firma już dawno by upadła. Zebrał więc porozrzucane kartki i zebrał je do kupy. Schował w plecaku i wyszedł zostawiając resztę w totalnym nieładzie. Jego przyjaciółka Whitney często sprzątała za niego, ale tylko po to by się do niego zbliżyć, ale ten był nieugięty. 

Po wyjściu z wysokiego budynku nastolatek skierował się do ulubionego miejsca. Zbrojowania była daleko, ale droga piechotą pozwalała mu na ochłonięcie. Jeszcze niewiele czasu. Pocieszał się chłopak. Przyglądał się budynkom i ulicy. Nienawidził ich. Oczami wyobraźni widział ruiny, a jego wynalazek mógł to sprawić. Nienawidził gwaru i hałasu, a tym właśnie był Nowy Jork. Totalnym chaosem. Z daleka ujrzał znajomą sylwetkę z kimś obcym, z dziewczyną. 

-Znalazł sobie dziewczynę i o mnie zapomniał.-powiedział pod nosem i ruszył w ich kierunku. Byli idealnie wśród tłumu i wiedział, że uda mu się przejść niepostrzeżenie. Ukłucie zazdrości tylko dopełniło chęć zgładzenia miasta. Tony zapomniał, że to on odepchnął przyjaciela, który mocno przeżył rozpad ich przyjaźni.

Dotarcie do Świątyni Makluan zajęło trochę czasu. Od kilkunastu metrów bransoletka wibrowała, aby przypomnieć o ładowaniu implantu. Nienawiść do świata przysłoniła Tony'emu logiczne myślenie i dbanie o własne  życie. Wejście do zbrojowni było zabezpieczone szyfrem, którego Tony nie musiał podawać, ponieważ jego bransoletka łączyła się z zabezpieczeniami zbroi. Oszczędzało to według niego dużo czasu, chociaż w rzeczywistości to była chwila. Dla młodego geniusza  każda nowa technologia pozwalała oszczędzać czas a co za tym szło i tworzyć więcej wynalazków. Tony nie narzekał na za małą ilość czasu, ale nie lubił bezsensownie go marnować. Lubił tworzyć, bo tylko to dawało mu ostoję. Usiadł do komputera, którym zarządzał całą zbrojownią. Postanowił wgrać nowy program, bo ten, według chłopaka był za stary. Co z tego, że miał niecały tydzień, a pisanie go zajęło mu też coś koło tygodnia.  


    W czasie kiedy Tony siedział przed komputerem Pepper opowiadała Rhodes'owi co się działo w szkole.

-Więc robiliśmy coś no ten..- podrapała się po głowie.- no ciągi. -dokończyła i odkaszlnęła. Nie była zbytnio pilną uczennicą, wolała siedzieć na komputerze przeczesując bazy FBI.- No mieliśmy dzisiaj w-f. I graliśmy w kosza! Za tydzień wybieramy drużynę na zawody- ekscytowała się, czego Rhodes nie podzielał.

-Wiesz, że zawsze kibicuje naszym, ale dzisiaj nie mam humoru na kosza. Po za tym miałaś mi dać spisać lekcje.

-Stary, jesteśmy w liceum. Kto robi takie rzeczy?-spytała lekceważąco i upiła łyk soku. 

-Przykładny uczeń-zgasiła ją Roberta, mama James'a.

-Emm Dzień dobry!-zaśmiała się nerwowo Pepper.

-Dzień dobry, zjecie może obiad?-spytała uprzejmie i uśmiechnęła się do nastolatków. Poza byciem prawnikiem, nie była bardzo wymagająca. Zależało jej, by syn dobrze się uczył, ale nie chciała też by tracił życia. Pilnowała go ile trzeba, ale potrafiła tez odpuścić. Tak jak dziś.

-Ja dziękuję! - krzyknęła ruda i zebrała się do wyjścia-Cześć James, Do widzenia-krzyknęła i tyle ją widzieli. Nie chciała nadużywać ich gościnności, więc wróciła do domu. Do pustego domu. Niby była przyzwyczajona, ale wciąż bolało ją, że nie miała nawet do kogo się odezwać. 

Zmęczona rzuciła plecakiem w kąt i poszła przejrzeć bazę FBI. Była to jej ulubiona forma rozrywki. 

-Czekaj-powiedziała do siebie kiedy wyświetliła jej się wiadomość z ostatniej chwili. Living Laser zaatakował Stark International z niewiadomych przyczyn.-muszę to sprawdzić. - chwyciła klucze z blatu i pobiegła prosto pod Stark Tower gdzie rozgrywała się walka.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Dziś znowu krótki rozdział. Jak wena jest to czasu brak, jak czasu brak to za to wena jest. Ciężkie to życie. Mam nadzięję, że zaskoczyłam was tym rozdziałem :)

poniedziałek, 18 grudnia 2023

Alternatywna rzeczywistość cz. 1 Układ

     A co gdyby tak odwrócić sytuację i zrobić z Iron Mana kogoś złego. Co by się stało, gdyby Tony po stracie ojca przyłączył się do Steina, wyprodukował broń, która zabijała niewinnych ludzi? 


    Tony stał się zbuntowanym nastolatkiem po śmierci ojca. Stał się kimś, kim Howard Stark nie chciał, żeby jego jedyny syn się stał. Technologia miała służyć do czynienia dobra, nie zła, a młody Stark najwidoczniej o tym zapomniał. Żal i nienawiść do świata przysłoniły mu zdrowy rozsądek.

-Obadiaszu, w tym pendrivie masz plany nowej broni. Bardzo daleki zasięg i siła rażenia.- Tony podał wspólnikowi pendrive. Co prawda do prawnego objęcia stanowiska prezesa brakowało Starkowi roku, ale to im w ogóle nie przeszkadzało.

-Testy zrobione?- Spytał mężczyzna i uśmiechnął się szyderczo na przytaknięcie młodzieńca. -Bardzo dobrze. -Podszedł do przeszklonej ściany z której miał idealny widok na miasto. 

-Słyszałem, że pojawił się nowy kontrahent. Ma technologię, której nikt jeszcze nie ma.- złożył ręce na piersi. - Musimy jako pierwsi nawiązać z nim współprace.  Hammer multinational nie może nas prześcignąć w  przyszłym roku. Trochę daliśmy ciała w tym roku, ale spokojnie odrobimy to. 

-Ja się nie martwię.- odrzekł młody Stark. - Obawiam się, że będziemy go mieć na wyłączność. -zaśmiał się Stark.- Zbroja jest na razie testowana przez samego właściciela, ale przyjmuje zlecenia.

-Bardzo dobrze. Przekaż mu, że czas odebrać Maggi nasze materiały z portu. Solidnie zapłacę.

-Już się robi. - odpowiedział Stark i wyszedł z jego gabinetu. W głowie miał plan, na razie nie chciał się ujawniać. Chciał dać upust wszystkim złym emocjom. Wiedział też, że za bardzo nie chce ufać Steinowi.

~~~~~~

    Produkcja broni zaprojektowanej przez Tony'ego szła nawet lepiej niż świetnie. Obadiasz zacierał ręce na pieniądze zasilające jego konto. Na konto Starka wpadało zaledwie kilka procent w porównaniu do zarobków Steina, ale młody w ogóle się tym nie przejmował.

Tony jako jeszcze niepełnoletni powinien uczęszczać do liceum a dokładnie do Akademii Jutra. Nie pojawił się tam ani razu, a jego opiekun Obadiasz Stein nie zwracał na to uwagi. Dla niego liczyły się pieniądze. Nawet jego córka Withney nie była zbytnio zadowolona z rozwoju sytuacji. Pomimo iż cieszyła się, że Tony zostanie jej członkiem jej rodziny to nie spodziewała się takiego snoba i buca. Młody Stark zamieszkał praktycznie w laboratorium Stark International przez pierwsze kilka miesięcy, jednak później zaczynał wymykać się gdzieś, gdzie nikt nie mógł go znaleźć. Nikt nie wiedział, że zbudował sobie zbrojownie w starej świątyni Makluan. 

Zbrojownia to  było ukochane miejsce Tony'ego Starka. W niej projektował zbroje. Lubił  to. Czuł, że zbroja daje mu siłę, której w życiu osobistym nie ma. Po stracie ojca totalnie się załamał. Przy ludziach grał twardego, ale w głębi duszy był złamanym chłopcem, którego nikt nie rozumie. Przez krótki moment mieszkał z Robertą Rhodes i jej synem Jamesem, ale traktowanie go jak jajko tylko napędzało w nim frustrację. Skorzystał więc z opcji adopcji przez Steina. Od początku nie traktował go ulgowo, co pozwalało Tony'emu na względnie normalne życie. Projektowanie broni zaczęło mu przynosić satysfakcję, kiedy widział, że pomaga mu to nie myśleć o ojcu. Nie nawidził uczucia pustki. Ale wracając do zbrojowni. Powstała ona jeszcze przed wypadkiem. Tak jak pierwsza zbroja Mark I. Chciał ją pokazać tacie, lecz nie zdążył. Kiedy wyleciał pierwszy raz na miasto poczuł się wolny, ale złość, która w nim tkwiła. Poleciał nad Stark Tower gdzie Stein od razu go zauważył, ale on go nie. Stanął na dachu i zaczął strzelać przed siebie. Trafiał w budynki, w powietrze, wszędzie. Nie zwracał uwagi na to czy komuś stanie się krzywda. Chciał dać upust swoim emocjom. 

    ~~~~~~~~~

     Tony wrócił jak było już grubo po 12 w nocy. Czuł wyrzuty sumienia, bo komuś mogło się coś stać, ale szybko zagłuszył je nowym projektem. Zaczął tworzyć uproszczony schemat zbroi. Czuł, że może być to całkiem opłacalne, zwłaszcza, że nigdzie nie widział takich pancerzy. Jego ego nie pozwalało mu na oddanie swoich obecnych planów. Ten nowy projekt nie zawierał między innymi unibeamu i był zaprojektowany z tańszego materiału, przez co był odrobinę cięższy.  Zbroja produkcyjna miała mieć warianty, ale nigdy nie miała być stworzona lepiej. Wiedział bowiem, że jego broń nie tylko wspomaga dobre organizacje ale i te złe. 

Po godzinie snu wyleciał do portu,  aby wykonać zlecenie od "swojego szefa". Robił to tylko i wyłącznie z nudy i aby zabić czas, którego miał aż nadto. Dla wielu było to pewnie mało, ale co z czasem ma robić dzieciak, który ma wszystko? 

-Takie proste zlecenie- zaśmiał się do siebie widząc kontener.  W około nie było nikogo, więc nikt nie mógł go powstrzymać. Tak mu się przynajmniej wydawało.

-Kim jesteś!-krzyknął ktoś zza jego pleców, kiedy zatrzymał się tuż prze drzwiami kontenera. 

-Twoim największym koszmarem- odpowiedział i strzelił do niego z repulsora. Powaliło to tego jednego przeciwnika, ale nie 10 kolejnych, którzy strzelali do niego z odległości.

-Możecie się lepiej postarać?-zaśmiał się i zestrzelił wszystkich, którzy go zaatakowali. Członkowie Maggi nie mieli z nim szans. Metalowa zbroja kontra ludzkie ciało.

Tony jednym ruchem otworzył drzwi kontenera. Jego oczom ukazały się 2 walizki. Zabrał je i odłożył w wyznaczonym miejscu, na dachu Stark Tower.Wziął zostawioną gotówkę z walizki i wrócił do jego aktualnego domu, czyli zbrojowni.

 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam na coś totalnie innego. Krótki rozdział, ale mam nadzieję, że wam się spodoba taka odmiana :) 

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Nieszczęślwy przypadek

    Patricia Pepper Potts to młoda dziewczyna, uczennica Akademii Jutra pełna optymizmu i werwy. Chciała aby ostatni dzień "nauki" przed feriami zimowymi był niezapomniany. Wzięła swoich przyjaciół James'a i Tony'ego z dziewczyną  Whitney na wycieczkę w góry. Blondynka nie przepadała za rudowłosą, gdyż ta spędzała z Tony'm więcej czasu. Ruda, chociaż nienawidziła Whitney, to wiedziała, że zrobi wszystko by  ta nie zepsuła jej przyjaźni z chłopakiem i starała się przełamać barierę, którą ta druga wiecznie nadbudowywała.

-Chodźmy na skróty!- odrzekła organizatorka i poszła przodem. Śliska nawierzchnia nie była jej sprzymierzeńcem, ale i to nie przeszkadzało jej w utrudnianiu innym życia. Chłopcy zgodzili się na wycieczkę licząc, że ta się nie odbędzie. Pogoda była tragiczna, śnieg sypał z każdej strony, temperatura osiągała ledwo pięć stopni poniżej zera.

-Pepper to nie jest za dobry pomysł. -jęknął Tony. Martwił się o swoich przyjaciół i o dziewczynę, która nie miała zbyt dobrego obuwia. Zauważył, że ubrała cienkie kozaki na płaskiej podeszwie.- Whitney ma za słabe buty. -mruknął na co dostał jedynie focha od swojej dziewczyny. 

Whitney, dziewczyna Tony'ego nie była fanką czegoś innego niż zakupy w ciepłym centrum handlowym. Wybrała się z nimi na wycieczkę, gdyż bała się konkurencji, po za tym wycieczka miała być lekkim, utwardzonym, prostym szlakiem, a nie skrótem z ostrymi wzniesieniami. 

-Pepper ciebie do reszty poje.-nie zdążyła dokończyć ponieważ brunet zatkał jej usta dłonią. Lubił kiedy jego przyjaciółka ma dobry humor i cieszył się, że wreszcie go odzyskała. Po wiadomości o związku bruneta i blondynki ruda totalnie się załamała tłumacząc trudną sytuacją w domu. Tony wiedział, że to on sprawił jej przykrość, ale uczucia wygrały. Nie chciał tracić żadnej z kobiet, i choć wiedział, że za długo to nie potrwa, to i tak chciał spróbować.  

-Jeszcze niedaleko! - krzyknęła ruda i ruszyła przed siebie. Zniknęła przyjaciołom z oczu. Jedynie blondyna widziała w którym kierunku poszła, ale postanowiła to przemilczeć. Masz za swoje. Pomyślała i mocniej przytuliła się do chłopaka.

-Mam dość-westnął Rhodey, wielbiciel historii i wszelkiej nauki. - Gdzie jest Pepper? -spytał wciągając gwałtownie powietrze do płuc. Kondycji to on nie miał za grosz.

-Może się rozdzielimy i jej poszukamy?-zaproponowała Whitney na co chłopaki jej przytaknęli. W głowie miała plan zemsty. Niewielkiej, bo niewielkiej, ale jednak zemsty. Chciała się tylko odegrać za zniszczone buty i ubrania lekkim nastraszeniem rywalki. 

Cała trójka rozdzieliła się nawołując rudą.  Blondyna zboczyła z trasy. Widziała ruchy gałęzi i słyszała kroki rudej. Specjalnie skręciła w tym kierunku co Patricia myląc chłopaków. Szła za nią krok w krok. 

Patricia szła i nawet nie zauważyła, że się zgubiła. Nie chciała patrzeć za siebie, a za bardzo ufała przyjaciołom, którzy się od niej oddalili.

-Pięknie tu nie?-zapytała, ale odpowiedziała jej cisza. Odwróciła się i nikogo nie dostrzegła. Ogarnął ją lęk. Stanęła koło urwiska, którego dna nawet nie było widać. Jak spojrzała się na wprost to z daleka widać był jedynie drzewa. Piękny widok. Pomyślała zatracając się w krajobrazie- Chłopak...-nie zdążyła dokończyć jak poczuła szturchnięcie. Z przerażeniem pisnęła i straciła równowagę wpadając prosto w przepaść. Uderzyła głową i straciła przytomność. Blondynka, której wydawało się, że to świetny żart wpadła w panikę. Chciała krzyknąć, ale wiedziała, że to nic nie da. Jej ciało ogarnęła panika. Odsunęła się od urwiska i złapała dwa głębokie wdechy. Chciała się uspokoić i jak najszybciej wrócić do chłopaków. Obiecała sobie, że to był tylko wypadek. Nie chciała jej zabić. Nie wiedziała, że ta straci równowagę i wpadnie  do środka. Czy głupi wybryk skończy się śmiercią? Blondynka była pewna, że tak. Postanowiła, że uda zmartwioną i wróci do chłopaka i jego przyjaciela. W duchu czuła ulgę, że przypadkowo pozbyła się zagrożenia.

    W czasie kiedy nastolatkowie poszukiwali rudej ta odzyskała przytomność. Czuła ogromny ból głowy i nie mogła się ruszyć. Próbowała sobie przypomieć jak się znalazła w ciemnym miejscu. Pamiętała, że była z paczką przyjaciół w lesie, ale nie pamiętała momentu upadku. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej.

-Tony! Rhodey! - zawołała, ale odpowiedziała jej głucha cisza. Przerażenie jakie czuła było ogromne. Spojrzała w górę i dostrzegła, że jest już ciemno, chociaż może to była kwestia głębokości.  -Myśl Pepper -mówiła do siebie. Czuła ból lewej ręki. Nie wiedziała, czy to tylko stłuczenie, czy już złamanie. Ręka była spuchnięta i posiniaczona. Nie widziała tego, tylko czuła. Otaczał ją mrok. Mam telefon. Pomyślała i wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Niski procent baterii i brak zasięgu nie napawały jej optymizmem. Zapaliła więc latarkę chociaż na chwilę, żeby się rozejrzeć. Otaczały ją skałki i ziemia. Przed nią znajdowało się wąskie przejscie, ale wiedziała, że się nie zmieści. Oświetliła nieco górę i wiedziała już, że jak wyjść, to tylko w górę. Jęknęła w duchu. Z jej obolałym ciałem, problem byłoby wyjść normalnie, nie mówiąc już o wspinaczce. 

-Tony! Rhodey!- spróbowała raz jeszcze. Wiedziała, że nie może się poddać, że musi chociaż spróbować inaczej tu umrze.- Tony! Rhodey! -  podkuliła nogi pod siebie, aby tracić jak namniej ciepła. Wycieczka w taką pogodę, to nie był najlepszy pomysł. Nie chciała się nawet zastanawiać co ją do tego podkusiło. Ostatnimi czasy nie miała zbytnio ochoty gdzieś wychodzić tym bardziej w towarzystwie Withney. Zgodziła się na jej towarzystwo i z premedytacją wzięła trudniejszą trasę. Blondynka nie była przygotowana i jej frustracja cieszyła rudą. 

-Tony! Rhodey!- Wołała ile sił. Zimno i wilgoć jej nie oszczędzały. Z każdym wypowiedzianym słowem czuła, że traci coraz więcej ciepła. Nawierzchnia na której siedziała wyziębiała ją coraz bardziej. Mokre ubrania zabierały jej ostatki ciepła. Chciała ponownie włączyć latarkę, ale jej telefon już nie odpowiadał. Z przerażeniem uroniła kilka łez.

    Zamknięta w ciemnej dziurze Pepper nie widziała żadnego ratunku. Nie miała siły nawet wołać o pomoc. Zziębnięta i przemoczona nie czuła już palców u stóp i rąk. Bała się. Przerażenie odebrało jej wolę walki.


Ucieczka czy porwanie. Tragedia czy happy end. cz.7. Pamięć

Pepper

Obudziły mnie jakieś hałasy z korytarza. Ciężko było mi się ruszyć. Chciałam podejść i sprawdzić co to za krzyki, ale głosy z korytarza były bardzo wyraźne.

-Porwałeś moją kobietę i dziecko. -Krzyknął Tony a ja zakryłam usta dłonią. O co chodzi?  

- Uratowałem ją od Ciebie. Jakbyś chciał to byś ją znalazł.-zaśmiał się.- oj Stark.Nie musiała przynajmniej patrzeć na twój romans z Whitney. Ona kochała mnie, ale ty musiałeś się wtrącić! Ja jej tylko pomogłem wybrać poprawnie. -Odpowiedział mu chyba Gene. Tak to był Gene!

- Ty jesteś chory!  Powinieneś się leczyć. Ona była twoją przyjaciółką a ty ją zniszczyłeś! Doprowadziłeś ją do skraju! Skatowałeś! I to niby jest miłość?! - zdziwiłam się i zaczęłam się zastanawiać czy oni rozmawiają o czymś czego ja nie pamiętam?

-Jakbyś ją kochał, nie oddałbyś jej bez walki i..- usłyszałam huk i wiedziałam, że muszę interweniować. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu i zauważyłam wózek. W wielkim bólu, który ledwo wytrzymałam, przeszłam na wózek. Moje nogi były strasznie słabe, żebym mogła przejść ten kawałek sama. Podjechałam do drzwi i po cichu je otworzyłam.

 -Zabiję cię! -krzyknął Tony, wiedziałam, że on nie jest taki. Czułam, że muszę to jakoś przerwać.

-Nie rób tego. Proszę.- powiedziałam i spojrzałam na Tony'ego. Zwrócił się w moją stronę i oberwał.  Gene go zaatakował. Dostał prosto w repulsor na piersi. Przeze mnie. Odwróciłam jego uwagę. Zbroja zaczęła szwankować. Runął na ziemie i jedyne co usłyszałam:

-Kocham Cię Pepper.

-Tony!- krzyknęłam i chciałam do niego podbiec. Uniemożliwiało mi to moje ciało. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Po policzkach pociekły mi łzy. Unibeam Tony'ego był całkowicie rozwalony.

Rozejrzałam się po korytarzu i nie zauważyłam Gene'a. Musiał uciec, tchórz. 

-Mamo!- podbiegł do mnie James. 

-Ratujcie Tony'ego! - krzyknęłam ale widziałam, że nikt nie zareagował. Postanowiłam pomóc mu sama. Podjechałam wózkiem do niego i się zsunęła. James coś krzyczał, ale go nie słuchałam. Dotknęłam rozwalonego unibeamu i pod palcami poczułam ciecz. Spojrzałam na palce. Krew. Odwróciłam go na plecy.  

-Tony, słyszysz mnie?-poklepałam go po zbroi. Zaczęłam się siłować z maską, ale prawdopodobnie weszła w tryb ochronny. Wiedziałam, że nie otworzę jej siłą. Zbroja była zaprojektowana tak by nie dało się jej otworzyć z zewnątrz. Powinno się dać ją otworzyć zdalnie. Rhodes! Pomyślałam, ale ten trop się urywał. Nie miałam do niego kontaktu. Czas się kończył, a ja coraz bardziej nie wiedziałam co robić. Myśl Pepper, myśl pośpieszałam się w myślach, ale nic mi to nie dawało. Moje ciało zaczęła ogarniać panika. Nagle usłyszałam, że coś się w zbroi przemieszcza. -Otwiera się! - odzyskałam odrobinę nadziei. Nie wiedziałam ile trwało moje zastanawianie się, ale zdecydowanie za długo. -James pomóż mi ją zdjąć. - powiedziałam do syna i zaczęliśmy ją otwierać. Gdy nam się udało jakiś lekarz wyciągnął Tony'ego i zaczął tamować krwawienie przy rozruszniku. Rozrusznik na szczęście był cały, ale lekko naruszony. Zalałam się łzami. Wiedziałam, że to moja wina. Nie powinnam była go rozpraszać, nie w trakcie walki. Tony mógł umrzeć.

Po dosłownie kilku minutach zabrali Tony'ego na blok a mnie pomogli się pozbierać. Zaczęłam zastanawiać się co zrobić ze zbroją, przecież nie mogła leżeć na środku korytarza. Główkowałam się dobre kilka minut, po czym przypomniałam sobie, że Tony miał plecak, więc skoro dało się z plecaka wydostać zbroję to powinno dać się to odwrócić. Pytanie tylko jak. 

-Mamo, nad czym myślisz?

-Nie możemy tego tu tak zostawić. -westchnęłam. Chociaż nie było  w korytarzu ludzi, nie mogła tak leżeć bez żadnego nadzoru. -Tony miał plecak. -powiedziałam na co James przytaknął. -Więc musimy z powrotem zrobić z tego plecak. - szepnęłam na co chłopak zrobił wielkie oczy. James to mój syn, więc mu zaufałam. - Totalnie nie wiem jak to zrobić. -westchnęłam, na co ten podszedł do zbroi. Chciałam go ochrzanić, że nie wie co robić i coś zepsuje. Niestety wiedziałam, że tak czy siak zbroi się trzeba stąd jakoś pozbyć i postanowiłam mu zaufać.

Minęło może trzydzieści minut  a zbroja była już w plecaku. Nie mogłam się nadziwić jakim cudem on to zrobił. Zupełnie jakby miał jego umysł a przecież było to nie możliwe.

-Nie sądziłem, że może się udać- wyszczerzył się dumny z siebie. - Odwiozę cię do sali co? -spytał a ja  zaprzeczyłam. Zrobił zdziwioną minę, na co pośpieszyłam z wyjaśnieniem.

-Zawieź mnie pod blok operacyjny gdzie zabrali Tony'ego dobrze? -Powiedziałam i ostatni raz spojrzałam na podłogę korytarza. Na podłodze mignęło mi coś złotego. - Skarbie, tam coś leży.- wskazałam na podłogę pod krzesłem. James posłusznie poszedł, podniósł i podał mi ten przedmiot. Okazało się, że był to pierścionek. Mój złoty pierścionek. Ten sam pierścionek, który dałam Jamesowi na urodziny. Rozbolała mnie głowa, ale czułam, że coś do mnie wraca. Wzięłam go do ręki i obróciłam parę razy w palcach. Pod światło dostrzegłam grawer. Głowa rozbolała mnie jeszcze mocniej na co się skrzywiłam.

-Mamo co się dzieje? - James spytał przerażony.

-Wraca mi pamięć. Dałam ci go na urodziny, nie wiem totalnie dlaczego go Ci dałam, ale pamietam, że dostałam go od Tony'ego. 

-Pamiętasz z jakiej okazji? 

-Nie skarbie, ale muszę się tego dowiedzieć. Ten pierścionek jest dla mnie na prawdę ważny. -wzięłam wdech. -Jedźmy pod blok.

-Mamo to może potrwać, nie chcesz odpocząć? 

-Nie skarbie, czuję, że muszę przy nim być. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym go opuściła. 


 Pojechaliśmy pod blok. Czekaliśmy tam około 3 godzin. Pielęgniarki co chwilę mnie wyganiały, ale wiedziałam, że nie mogę go opuścić. Niektóre już odpuściły i tylko zmieniały mi kroplówki. Prawie zasypiałam, ale walczyłam z sobą. Wiedziałam, że sytuacja jest poważna. Tony za dużo razy lądował na bloku operacyjnym. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie ten ostatni raz. 

-Tony ma żonę prawda?- powiedziałam niby do siebie niby do Jamesa. Wypowiadanie tego sprawiło mi ogromny ból. 

-Tak mamo, ale to nie jest teraz ważne. - próbował się uśmiechnąć. - najważniejsze jest, że w końcu go spot...-urwał i zrobił minę jakby powiedział za dużo. Chciałam go zbesztać, że ma mnie nie okłamywać, ale przyszedł lekarz. 

-Panie doktorze co z Anthony'm Starkiem? - zapytałam szybko.

-Nie mogę Pani nic powiedzieć, nie jest Pani z rodziny. 

-Jestem jego synem. Co z moim ojcem? - powiedział James a ja parsknęłam śmiechem, Że co?!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



niedziela, 10 grudnia 2023

Ucieczka czy porwanie. Tragedia czy happy end. cz. 6. Walka

Tony

   Rozmowa z Pepper nieco mnie przytłoczyła, ale pojawienie się mojego największego wroga wzbudziła we mnie dużą złość. Wiedziałem, że nie mogę tego po sobie pokazać.   

-Witaj Gene-przywitałem się. Zmieszał się i odpowiedział tylko skinieniem głowy.  Poprawił okulary. Zauważyłem na jego dłoni tylko jeden z pierścieni. 

-Skarbie, kto Ci to zrobił? Co się stało?

-Skarbie?! -  warknąłem. James złapał mnie za ramię. Spojrzałem na niego i zobaczyłem niemą prośbę.

 -Gene, ja nie wiem.-powiedziała cicho. Spięła się, co tylko ja zauważyłem. Zrozumiałem, że jej pamięć może nie działała tak jak trzeba, ale jej podświadomość z tym walczyła.-Czegoś się boję, nie wiem co się dzieje. 

-Już spokojnie- powiedział i chciał do niej podejść, ale zagrodziłem mu odruchowo drogę. Nie mogłem na to patrzeć. Wiedziałem, że to co się teraz dzieje to obłuda.- Co u Whitney? Słyszałem, że jesteście małżeństwem.- zapytał kpiąc sobie ze mnie. Wiedział gdzie uderzyć, żebym się zablokował. Wiedział doskonale jak uderzyć w Pepper.

-Dobrze.-odrzekłem ze spokojem, chociaż w duszy się gotowałem. - A co u Ciebie? Dalej zazdrościsz mi  życia i będziesz próbował mi je ponownie zniszczyć? -zacisnąłem usta, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo. Doskonale wiedziałem, że chce to wykorzystać przeciwko mnie. Kątem oka widziałem grymas na twarzy Pepper.- Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w taki sposób.- spojrzałem na Pepper. Miałem ochotę uderzyć tego gamonia, ale nie mogłem zrobić to w szpitalu. Nie przy niej. 

-Jesteś z Whitney? -spytała, a ja przełknąłem głośno ślinę i przytaknąłem.-więc co tu robisz? - zadała kolejne pytanie a ja nawet nie mogłem jej powiedzieć, że tęskniłem.-W ogóle gdzie ja jestem? Wiem, że to szpital, ale którym?

 

Pepper

   Leżałam w sali, gdy nagle wszyscy zaczęli się schodzić. Nie wiedziałam czemu tu jestem, gdzie dokładnie jestem i dlaczego jest tu Tony. Czemu nie pamiętam go sprzed tego wydarzenia, przez który się tu znalazłam. Czułam ogromny ból głowy. Próbowałam sobie przypomnieć, ale od tego jedynie się frustrowałam. Przyszedł też Gene, na którego widok myślałam, że się ucieszę, ale tak się nie stało. Jedyne co to się spięłam, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Nie czułam się przy nim bezpiecznie. Tony i Gene wymienili kilka ostrych zdań, z czego zrozumiałam tylko, że Tony wziął ślub z blondyną. Gdy to usłyszałam poczułam ogromne uczucie zazdrości. Pomimo iż byłam z Gene'm to Tony był miłością mojego życia. Czułam to całą sobą.

 -Jesteś z Whitney? -spytałam, na co Tony przytaknął. Znowu poczułam to cholerne uczucie zazdrości. Wrócił do niej, pomimo maski i tego wszystkiego co złego na niego sprowadziła- więc co tu robisz? W ogóle gdzie ja jestem? Wiem, że to szpital, ale którym? - zadałam kilka pytań na które nikt nie chciał mi odpowiedzieć. 

Tony i Gene patrzyli na siebie z nienawiścią i jakby mogli to skoczyliby sobie do gardeł. Jedynie James siedział przy łóżku i patrzył na mnie. 

-Cieszę się, że jesteś tu z nami. - powiedział cicho i delikatnie mnie przytulił. -Kocham cię mamo. 

-Ja ciebie też skarbie.- odrzekłam. 

Przyjrzałam się całemu pokoikowi. Był niewielki z dość sporym oknem. Naprzeciw mnie znajdował się mały telewizor na szafce. Po prawej stronie od niego były drzwi. Nagle poczułam, że muszę do toalety, ale nie mogłam się ruszyć. 

-James zawołasz pielęgniarkę? - spytałam syna na co przytaknął i wyszedł.Po chwili przyszedł z pielęgniarką i lekarzem.

-Patricia Stark? -spytał lekarz a ja się zdziwiłam, chociaż powiedzieć, że byłam zdziwiona to mało. Byłam w takim szoku, że nawet nie odpowiedziałam. 

-Tak.-powiedział szybko Tony

-Nie.- w tym samym czasie powiedział Gene. Wiedziałam, że to Gene ma rację, ale na słowo Tony'ego poczułam jakieś dziwne ciepło. Chciałam, żeby to była prawda. 

-Czyli jak?- spytał lekarz na co wyrwał się Tony.

-Stark. Patricia Stark od 17 lat. 

-O co chodzi? -zdążyłam wydusić. 

-Pepper nie słuchaj go, on kłamie. - powiedział Gene z lekko przerażoną miną. Próbował to ukryć, ale moja natura agentki nie dała się oszukać. Coś było nie tak, ale wiedziałam, że tak się tego nie dowiem. 

-Jestem Khan.-  James ścisnął moją rękę, Stark się spiął, a Gene uśmiechnął. Znowu rozbolała mnie głowa. Poprosiłam lekarza, aby ich wszystkich wyprosił. Musiałam pomyśleć a z całą trójką nie dam rady. 

Chłopaki niechętnie wyszli z sali marudząc pod nosem. Podziękowałam lekarzowi. Pielęgniarka zabrała mnie do łazienki, co było wyzwaniem. Bolało mnie wszystko, dosłownie wszystko. Jakby przejechał mnie tir. 

-Mogłabym o coś spytać? -powiedziałam do pielęgniarki a ta przytaknęła.-W którym szpitalu jestem?

-St Thomas' Hospital w Londynie. - zmarszczyłam brwi. Przecież ja nigdy nie byłam w Londynie.- Pani syn bardzo się o panią martwił. Jest taki podobny do Pana Starka. -westchnęła na co zrobiłam zdziwioną minę. 

-Dobry żart.- zaśmiałam się, czego od razu pożałowałam - On nie jest jego ojcem. -powiedziałam już normalnie. Coś mi nie pasowało. Mój mózg płatał mi figle i to tak porządnie. Ojcem James'a jest Gene. Mówiłam do siebie w myślach, ale jakoś przestałam w to wierzyć. Faktycznie James jest podobny do Tony'ego, ale na pewno da się to jakoś logicznie wytłumaczyć. 

Moje rozmyślania przerwała prośba pielęgniarki, abym się zebrała, bo musimy już wracać. Tym sposobem na chwilę przerwałam rozmyślania, ale jak wróciłam do łóżka to widziałam jak coś majstruje przy maszynach, a ja odpłynęłam.

Tony

     Wyszliśmy z sali Pepper a we mnie się gotowało.

-Ty sukinsynie!-rzuciłem się z pięściami na Gene'a. Dostał z pięści w prawy policzek- odebrałeś mi życie! 

- Nie tu!-krzyknął James i próbował mnie odciągnąć. Nie chciałem mu zrobić krzywdy więc odpuściłem. 

-Ułożyłeś sobie życie, o co ci chodzi. - powiedział zawadiacko. Złapał się za policzek. -Jesteś nienormalny Stark. 

- Porwałeś moją kobietę i dziecko! -wrzasnąłem.

- Uratowałem ją od Ciebie. Jakbyś chciał to byś ją znalazł.-zaśmiał się.- oj Stark.Nie musiała przynajmniej patrzeć na twój romans z Whitney. Ona kochała mnie, ale ty musiałeś się wtrącić! Ja jej tylko pomogłem wybrać poprawnie. -wzruszył ramionami i przemienił się w Mandaryna. Spojrzałem na James'a, był przerażony. Gene założył resztę pierścieni a ja w tym czasie aktywowałem zbroję.

-Ty jesteś chory!  Powinieneś się leczyć. Ona była twoją przyjaciółką a ty ją zniszczyłeś! Doprowadziłeś ją do skraju! Skatowałeś! I to niby jest miłość?!

-Jakbyś ją kochał, nie oddałbyś jej bez walki i..- chciał coś jeszcze dodać, ale uderzyłem w niego z repulsorów. Gniew jaki czułem był ogromny.  Kumulował się we mnie przez ten cały czas.

-Zabiję cię! -krzyknąłem i miałem już użyć repulsorów na co usłyszałem jej cichy głos.

-Nie rób tego. Proszę. -spojrzałem na nią i oberwałem. Ból był ogromny, przeszywał moje serce. Czy zginę?  Przeszło mi przez myśl. Komputer wariował i co chwilę zmieniał wartość kondycji baterii w zbroi. Nie mogłem się się ruszyć. Czułem, że to mój koniec.

-Kocham Cię Pepper.- powiedziałem i pogrążyłem się w ciemności.