wtorek, 26 grudnia 2023

Alternatywna rzeczywistość cz. 2 Nienawiść

    Młoda dziewczyna przechadzała się ulicami Nowego Jorku. Nazywała się Patricia Potts, ale przyjaciele nazywali ją Pepper. Jej ksywka idealnie odzwierciedlała charakter i wygląd. Ruda potrafiła pokazać pazurki, zwłaszcza kiedy ktoś ją zdenerwował. Jako prawie dorosła przywykła do tego jak wołają ją najbliżsi, chociaż wcześniej mocno ją to irytowało. 

-Co tam Pepper? - Usłyszała głos Jamesa, przyjaciela. 

-Cześć Rhodes. - delikatnie się uśmiechnęła.-Emm w sumie to nic. - zatrzymała się przed gablotą sklepową.- Nie było cię dzisiaj w szkole. To do Ciebie niepodobne.

-Mówisz już jak moja mama.-westchnął.- Nie było mnie bo widzę, że z moim dawnym przyjacielem dzieje się coś niedobrego. Odkąd poszedł ze Steinem... Nie mogę się z tym pogodzić... Wiesz co? Może powinienem o nim zapomnieć?-powiedział ciemnoskóry bez cienia zdecydowania. Powiedzenie tego bolało go tak bardzo jak to jak potraktował go Tony Stark. 

-Meh - westchnęła ruda.-Stało się z nim coś złego, ale może nic straconego?-próbowała podtrzymać przyjaciela na duchu. Jasne było, że rozmowa  między nimi to tylko spekulacje, czcze marzenia, gdyż żadne z  nich nie miało nawet jak skontaktować się z Tony'm. Co prawda ruda nie znała go osobiście, ale po wysłuchaniu Rhodes'a czuła jakby byli przyjaciółmi. Miała wrażenie, że znała go lepiej niż samego James'a, który o sobie mówił tyle co nic. Ruch na ulicy zwiększał się, a przyjaciele stali w miejscu.  Oboje przytłoczeni trudem sytuacji. Pepper chcąc nawet włamać się do danych FBI to wiedziała i tak, że to za mało. 

-Może pójdziemy do domu? Dam Ci dzisiejsze lekcje.-zaproponowała Ruda na co chłopak przytaknął.

    W czasie kiedy przyjaciele wracali do domu w milczeniu Tony walczył z nowym wynalazkiem w Stark Tower. Była to kolejna broń, ale inna niż wszystkie. Nie służyła do ataku, ale do obrony. Założona na osobie miała wybuchać z siłą rozsadzającą nawet średniej wielkości czołg. Stark wiedział, że wynalazek jest bardziej niż szalony, jednak na wojnie czasami nie ma innego wyjścia

-Nad czym pracujesz? - Stein wszedł gwałtownie do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Jego głośne kroki obudziłyby nawet umarłego.

-Nie spodoba Ci się-mruknął Tony i odsunął eis od biurka. Obadiasz wziął papiery do ręki po czym zaczął nimi rzucać.

-Ty to nazywasz projekt? To bezużyteczna broń! Nikt nie kupi czegoś tak idiotycznego!-krzyczał po chłopaku na co ten się skulił.-Miałeś załatwić zbroję iron mana a nie tracić czas na coś tak idiotycznego! 

-Przepraszam.-szepnął Tony, ale na więcej nie było go stać.

-Zawodzisz mnie Stark, Zawodzisz swojego ojca.- powiedział i skierował się do wyjścia po czym jeszcze odwrócił głowę.- masz czas do jutra, żeby zdobyć plany.-odwrócił się do niego tyłem. 

Młody chłopak załamał się. Czuł się źle, ale nie pokazał tego. Musiał być silny. Chciał przejąć Stark international i działać bez pomocy Steina. Wiedział, że gdyby nie on ta firma już dawno by upadła. Zebrał więc porozrzucane kartki i zebrał je do kupy. Schował w plecaku i wyszedł zostawiając resztę w totalnym nieładzie. Jego przyjaciółka Whitney często sprzątała za niego, ale tylko po to by się do niego zbliżyć, ale ten był nieugięty. 

Po wyjściu z wysokiego budynku nastolatek skierował się do ulubionego miejsca. Zbrojowania była daleko, ale droga piechotą pozwalała mu na ochłonięcie. Jeszcze niewiele czasu. Pocieszał się chłopak. Przyglądał się budynkom i ulicy. Nienawidził ich. Oczami wyobraźni widział ruiny, a jego wynalazek mógł to sprawić. Nienawidził gwaru i hałasu, a tym właśnie był Nowy Jork. Totalnym chaosem. Z daleka ujrzał znajomą sylwetkę z kimś obcym, z dziewczyną. 

-Znalazł sobie dziewczynę i o mnie zapomniał.-powiedział pod nosem i ruszył w ich kierunku. Byli idealnie wśród tłumu i wiedział, że uda mu się przejść niepostrzeżenie. Ukłucie zazdrości tylko dopełniło chęć zgładzenia miasta. Tony zapomniał, że to on odepchnął przyjaciela, który mocno przeżył rozpad ich przyjaźni.

Dotarcie do Świątyni Makluan zajęło trochę czasu. Od kilkunastu metrów bransoletka wibrowała, aby przypomnieć o ładowaniu implantu. Nienawiść do świata przysłoniła Tony'emu logiczne myślenie i dbanie o własne  życie. Wejście do zbrojowni było zabezpieczone szyfrem, którego Tony nie musiał podawać, ponieważ jego bransoletka łączyła się z zabezpieczeniami zbroi. Oszczędzało to według niego dużo czasu, chociaż w rzeczywistości to była chwila. Dla młodego geniusza  każda nowa technologia pozwalała oszczędzać czas a co za tym szło i tworzyć więcej wynalazków. Tony nie narzekał na za małą ilość czasu, ale nie lubił bezsensownie go marnować. Lubił tworzyć, bo tylko to dawało mu ostoję. Usiadł do komputera, którym zarządzał całą zbrojownią. Postanowił wgrać nowy program, bo ten, według chłopaka był za stary. Co z tego, że miał niecały tydzień, a pisanie go zajęło mu też coś koło tygodnia.  


    W czasie kiedy Tony siedział przed komputerem Pepper opowiadała Rhodes'owi co się działo w szkole.

-Więc robiliśmy coś no ten..- podrapała się po głowie.- no ciągi. -dokończyła i odkaszlnęła. Nie była zbytnio pilną uczennicą, wolała siedzieć na komputerze przeczesując bazy FBI.- No mieliśmy dzisiaj w-f. I graliśmy w kosza! Za tydzień wybieramy drużynę na zawody- ekscytowała się, czego Rhodes nie podzielał.

-Wiesz, że zawsze kibicuje naszym, ale dzisiaj nie mam humoru na kosza. Po za tym miałaś mi dać spisać lekcje.

-Stary, jesteśmy w liceum. Kto robi takie rzeczy?-spytała lekceważąco i upiła łyk soku. 

-Przykładny uczeń-zgasiła ją Roberta, mama James'a.

-Emm Dzień dobry!-zaśmiała się nerwowo Pepper.

-Dzień dobry, zjecie może obiad?-spytała uprzejmie i uśmiechnęła się do nastolatków. Poza byciem prawnikiem, nie była bardzo wymagająca. Zależało jej, by syn dobrze się uczył, ale nie chciała też by tracił życia. Pilnowała go ile trzeba, ale potrafiła tez odpuścić. Tak jak dziś.

-Ja dziękuję! - krzyknęła ruda i zebrała się do wyjścia-Cześć James, Do widzenia-krzyknęła i tyle ją widzieli. Nie chciała nadużywać ich gościnności, więc wróciła do domu. Do pustego domu. Niby była przyzwyczajona, ale wciąż bolało ją, że nie miała nawet do kogo się odezwać. 

Zmęczona rzuciła plecakiem w kąt i poszła przejrzeć bazę FBI. Była to jej ulubiona forma rozrywki. 

-Czekaj-powiedziała do siebie kiedy wyświetliła jej się wiadomość z ostatniej chwili. Living Laser zaatakował Stark International z niewiadomych przyczyn.-muszę to sprawdzić. - chwyciła klucze z blatu i pobiegła prosto pod Stark Tower gdzie rozgrywała się walka.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Dziś znowu krótki rozdział. Jak wena jest to czasu brak, jak czasu brak to za to wena jest. Ciężkie to życie. Mam nadzięję, że zaskoczyłam was tym rozdziałem :)