poniedziałek, 11 grudnia 2023

Nieszczęślwy przypadek

    Patricia Pepper Potts to młoda dziewczyna, uczennica Akademii Jutra pełna optymizmu i werwy. Chciała aby ostatni dzień "nauki" przed feriami zimowymi był niezapomniany. Wzięła swoich przyjaciół James'a i Tony'ego z dziewczyną  Whitney na wycieczkę w góry. Blondynka nie przepadała za rudowłosą, gdyż ta spędzała z Tony'm więcej czasu. Ruda, chociaż nienawidziła Whitney, to wiedziała, że zrobi wszystko by  ta nie zepsuła jej przyjaźni z chłopakiem i starała się przełamać barierę, którą ta druga wiecznie nadbudowywała.

-Chodźmy na skróty!- odrzekła organizatorka i poszła przodem. Śliska nawierzchnia nie była jej sprzymierzeńcem, ale i to nie przeszkadzało jej w utrudnianiu innym życia. Chłopcy zgodzili się na wycieczkę licząc, że ta się nie odbędzie. Pogoda była tragiczna, śnieg sypał z każdej strony, temperatura osiągała ledwo pięć stopni poniżej zera.

-Pepper to nie jest za dobry pomysł. -jęknął Tony. Martwił się o swoich przyjaciół i o dziewczynę, która nie miała zbyt dobrego obuwia. Zauważył, że ubrała cienkie kozaki na płaskiej podeszwie.- Whitney ma za słabe buty. -mruknął na co dostał jedynie focha od swojej dziewczyny. 

Whitney, dziewczyna Tony'ego nie była fanką czegoś innego niż zakupy w ciepłym centrum handlowym. Wybrała się z nimi na wycieczkę, gdyż bała się konkurencji, po za tym wycieczka miała być lekkim, utwardzonym, prostym szlakiem, a nie skrótem z ostrymi wzniesieniami. 

-Pepper ciebie do reszty poje.-nie zdążyła dokończyć ponieważ brunet zatkał jej usta dłonią. Lubił kiedy jego przyjaciółka ma dobry humor i cieszył się, że wreszcie go odzyskała. Po wiadomości o związku bruneta i blondynki ruda totalnie się załamała tłumacząc trudną sytuacją w domu. Tony wiedział, że to on sprawił jej przykrość, ale uczucia wygrały. Nie chciał tracić żadnej z kobiet, i choć wiedział, że za długo to nie potrwa, to i tak chciał spróbować.  

-Jeszcze niedaleko! - krzyknęła ruda i ruszyła przed siebie. Zniknęła przyjaciołom z oczu. Jedynie blondyna widziała w którym kierunku poszła, ale postanowiła to przemilczeć. Masz za swoje. Pomyślała i mocniej przytuliła się do chłopaka.

-Mam dość-westnął Rhodey, wielbiciel historii i wszelkiej nauki. - Gdzie jest Pepper? -spytał wciągając gwałtownie powietrze do płuc. Kondycji to on nie miał za grosz.

-Może się rozdzielimy i jej poszukamy?-zaproponowała Whitney na co chłopaki jej przytaknęli. W głowie miała plan zemsty. Niewielkiej, bo niewielkiej, ale jednak zemsty. Chciała się tylko odegrać za zniszczone buty i ubrania lekkim nastraszeniem rywalki. 

Cała trójka rozdzieliła się nawołując rudą.  Blondyna zboczyła z trasy. Widziała ruchy gałęzi i słyszała kroki rudej. Specjalnie skręciła w tym kierunku co Patricia myląc chłopaków. Szła za nią krok w krok. 

Patricia szła i nawet nie zauważyła, że się zgubiła. Nie chciała patrzeć za siebie, a za bardzo ufała przyjaciołom, którzy się od niej oddalili.

-Pięknie tu nie?-zapytała, ale odpowiedziała jej cisza. Odwróciła się i nikogo nie dostrzegła. Ogarnął ją lęk. Stanęła koło urwiska, którego dna nawet nie było widać. Jak spojrzała się na wprost to z daleka widać był jedynie drzewa. Piękny widok. Pomyślała zatracając się w krajobrazie- Chłopak...-nie zdążyła dokończyć jak poczuła szturchnięcie. Z przerażeniem pisnęła i straciła równowagę wpadając prosto w przepaść. Uderzyła głową i straciła przytomność. Blondynka, której wydawało się, że to świetny żart wpadła w panikę. Chciała krzyknąć, ale wiedziała, że to nic nie da. Jej ciało ogarnęła panika. Odsunęła się od urwiska i złapała dwa głębokie wdechy. Chciała się uspokoić i jak najszybciej wrócić do chłopaków. Obiecała sobie, że to był tylko wypadek. Nie chciała jej zabić. Nie wiedziała, że ta straci równowagę i wpadnie  do środka. Czy głupi wybryk skończy się śmiercią? Blondynka była pewna, że tak. Postanowiła, że uda zmartwioną i wróci do chłopaka i jego przyjaciela. W duchu czuła ulgę, że przypadkowo pozbyła się zagrożenia.

    W czasie kiedy nastolatkowie poszukiwali rudej ta odzyskała przytomność. Czuła ogromny ból głowy i nie mogła się ruszyć. Próbowała sobie przypomieć jak się znalazła w ciemnym miejscu. Pamiętała, że była z paczką przyjaciół w lesie, ale nie pamiętała momentu upadku. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej.

-Tony! Rhodey! - zawołała, ale odpowiedziała jej głucha cisza. Przerażenie jakie czuła było ogromne. Spojrzała w górę i dostrzegła, że jest już ciemno, chociaż może to była kwestia głębokości.  -Myśl Pepper -mówiła do siebie. Czuła ból lewej ręki. Nie wiedziała, czy to tylko stłuczenie, czy już złamanie. Ręka była spuchnięta i posiniaczona. Nie widziała tego, tylko czuła. Otaczał ją mrok. Mam telefon. Pomyślała i wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Niski procent baterii i brak zasięgu nie napawały jej optymizmem. Zapaliła więc latarkę chociaż na chwilę, żeby się rozejrzeć. Otaczały ją skałki i ziemia. Przed nią znajdowało się wąskie przejscie, ale wiedziała, że się nie zmieści. Oświetliła nieco górę i wiedziała już, że jak wyjść, to tylko w górę. Jęknęła w duchu. Z jej obolałym ciałem, problem byłoby wyjść normalnie, nie mówiąc już o wspinaczce. 

-Tony! Rhodey!- spróbowała raz jeszcze. Wiedziała, że nie może się poddać, że musi chociaż spróbować inaczej tu umrze.- Tony! Rhodey! -  podkuliła nogi pod siebie, aby tracić jak namniej ciepła. Wycieczka w taką pogodę, to nie był najlepszy pomysł. Nie chciała się nawet zastanawiać co ją do tego podkusiło. Ostatnimi czasy nie miała zbytnio ochoty gdzieś wychodzić tym bardziej w towarzystwie Withney. Zgodziła się na jej towarzystwo i z premedytacją wzięła trudniejszą trasę. Blondynka nie była przygotowana i jej frustracja cieszyła rudą. 

-Tony! Rhodey!- Wołała ile sił. Zimno i wilgoć jej nie oszczędzały. Z każdym wypowiedzianym słowem czuła, że traci coraz więcej ciepła. Nawierzchnia na której siedziała wyziębiała ją coraz bardziej. Mokre ubrania zabierały jej ostatki ciepła. Chciała ponownie włączyć latarkę, ale jej telefon już nie odpowiadał. Z przerażeniem uroniła kilka łez.

    Zamknięta w ciemnej dziurze Pepper nie widziała żadnego ratunku. Nie miała siły nawet wołać o pomoc. Zziębnięta i przemoczona nie czuła już palców u stóp i rąk. Bała się. Przerażenie odebrało jej wolę walki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz