niedziela, 10 grudnia 2023

Ucieczka czy porwanie. Tragedia czy happy end. cz. 5 Wspomnienia

 Tony

     Wszedłem do sali jak tylko nam pozwolili. Jamesa puściłem pierwszego z racji bliższej relacji z matką. Widziałem jak niepewnie siada i łapie ją za rękę.

-Mój syn-wychrypiała przez zaciśnięte gardło. -Gdzie jest mój syn.

-Jestem mamusiu-powiedział do mnie James i z czułością spojrzał na Pepper.

-Ciii. Już wszystko będzie dobrze.-Powiedziała Pepper, ale w jej głosie nie było słychać nawet cienia nadziei. Poddała się, a ja jej nie uratowałem. Zawiodłem jako mężczyzna, partner i Iron Man. Mając taką moc pozwoliłem na porwanie najważniejszej osoby w moim życiu.

-Mamo uciekliśmy. Jesteśmy w szpitalu. Bezpieczni.-Szepnął James.

-Pepper?-powiedziałem delikatnie. Nie chciałem jej wystraszyć.

-Kim Pan jest?- spytała cicho patrząc na mnie przerażona. Momentalnie zastygłem w bezruchu. Nie potrafiłem powiedzieć żadnego słowa. Mój  świat runął po raz kolejny. 

-Mamo to mój ojciec. -wytłumaczył spokojnie James.

-Ty nie masz ojca. My zostaliśmy sami. Mamy tylko siebie.-mówiła z przekonaniem. Przerażenie w jej oczach kłuje moje serce. 

-Jestem twoim przyjacielem. Tony.-wytłumaczyłem najspokojniej jak tylko umiałem. Głos mi drżał niemiłosiernie. 

-Tony? Stark? -spytała a ja przytaknąłem. - Ale się zmieniłeś. Od liceum Cię nie widziałam. Co tam u Jamesa? Ożeniłeś się? Odzyskałeś Stark International? - rozgadała się przez co brakło jej tchu. 

-Tak-uśmiechnąłem się nieznacznie. -Z tobą- rzuciłem mając nadzieję, że pamięta. 

-Coś ty, nie żartuj! Kochałam się w tobie całe liceum!-zaśmiała się słabo, a ja poczułem znowu to uczucie bezradności. -Teraz jestem z Gene'm. Ale totalnie nie pamiętam naszego ślubu. -odrzekła a ja miałem ochotę krzyknąć, że żadnego ślubu z nim nie było. -Chociaż czasami śni mi się nasz ślub.- rzekła nieśmiało.

Już chciałem powiedzieć, że śni jej się wspomnienie naszego ślubu, ale wszedł lekarz i mnie zawołał.

-Podsłuchałem waszą konwersację, przepraszam. Pacjentka wciąż jest chora i mocno osłabiona. Ktoś ją mocno skatował-westchnął a na jego słowa aż ścisnąłem pięści w złości.- Ma dość spore zaniki pamięci. Może również występować zniekształcanie wydarzeń. Proszę dać jej czas. Nagłe zmiany nastroju źle wpływają na zdrowienie. 

-Dobrze Panie Doktorze.-Niechętnie przytaknąłem, bo miałem ochotę wyprostować wszystko co mówi Pepper. Już miałem wracać do Pepper, kiedy przypomniała mi się jedna rzecz.- Pańska pacjentka ma błąd w nazwisku. Powinno być Stark, nie Khan.-sprostowałem i oddaliłem się od lekarza. 

Poszedłem do pokoju Patricii. Usiadłem na krześle i obserwowałem jej spokojną twarz. Dopiero teraz mogłem zobaczyć wszystkie siniaki i zadrapania jakie zdobiły jej ciało. Nie mogłem sobie wybaczyć, że jej nie uratowałem. Jej i naszego syna. Patrząc na Jamesa wiedziałem, że łączą nas więzy krwi. 

-Tato.-usłyszałem jego cichy szept. - Musisz wracać do domu. Ja ją ochronie.-Powiedział. Przez dłuższą chwilę nie rozumiałem co on do mnie mówi. -Masz swoją rodzinę. Ja ją ochronię.-powiedział dobitnie. 

Patrzyłem na niego dłuższą chwilę. Nie docierały do mnie jego słowa. Ja ją ochronie. Dźwięczało mi w uszach. Wiedziałem, że nie da rady. Mandaryn ma niesamowitą siłę. Zwykły człowiek sobie z nim nie poradzi.

Gwałtownie wstałem przewracając krzesło. Huk przebudził śpiącą Pepper, ale poszła dalej spać. Wstchnąłem i powiedziałem:

-James, przed Gene'm muszę ochronić ją ja. Już raz zawiodłem. Więcej tego nie zrobię.Muszę ją stąd zabrać do Nowego Jorku zanim Gene ją znajdzie. - odrzekłem i usłyszałem jak ktoś wchodzi.

-Kochanie co się stało?- wbiegł Gene, a mnie aż zmroziło. 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przewidywalność to chyba moje drugie imię 😅

Krótka notka, ale przełomowa! 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz